14 lutego 2011

Rodos


      
       Rodos - wyspa boga słońca - piękna. Pewnie tym stwierdzeniem nie odkrywam Ameryki, a jedynie podzielam zdanie wszystkich, którzy na wyspie gościli. Jest nieduża, więc całą można i trzeba objechać – najlepiej wypożyczonym samochodem albo skuterem. Oprócz odwiedzenia  proponowanych przez organizatorów wycieczek miejsc, jak Lindos, miasto Rodos, siedziba rycerzy Joannitów, dolina motyli i zatoka Ladika, warto powłóczyć się na własną rękę w małej grupie, a najlepiej we dwoje. Na Rodos bowiem romantyzm uderza do głowy, jak najprzedniejszy szampan. 

       Gdy siedząc na skałce patrzysz na zatokę, masz przekonanie, że kochasz wszystko i wszystkich, a najbardziej osobę, którą w tej czarownej chwili trzymasz za rękę. Gdy jesteś w małym miasteczku, prawie nie skażonym turystyką, poznajesz prawdziwych Greków, jakże innych od tych pracujących w hotelach – często niesympatycznych cwaniaczków. Wieczorem... Przy pieczonym baranku i winie potańczysz zorbę i... Wpadasz po same uszy... Kochasz i chcesz, by ciebie kochano!

     



      Zajrzyj do ukrytej w gaju oliwnym wioski, aby poczuć klimat życia i typowego budownictwa greckiego. Zapuść się w głąb wyspy i odkrywaj prawdziwie greckie osady nie opanowane tak bardzo przez turystów. Na przykład  Asklipio – wioskę w południowej części wyspy z ruinami zamku na wzgórzu. Pobuszuj po cudnych plażach i zatoczkach. Dwie najbardziej znane, to plaża Tsambika, czy zatoka A.Quinna. Mówią, że romantyczna i najpiękniejsza. Nie wiem, czy dla Ciebie wyda się taka. Przewodnicy niektórzy mówią, że niedostępna od strony lądu. Nie wierz im! Można dojechać i dojść, są nawet drogowskazy. Szczerze mówiąc myślałam, że jest tam dużo ładniej. Może to kwestia nastawienia i konfrontacji widokówek z rzeczywistością, a może brak kogoś, kto trzymałby za rękę? Z nieco mniej znanych: plaża Agathi, plaża Glistra, zatoka Agios Pavlos - dzikie plaże na przylądku Fourni. Ładnie otoczona skałami plaża jest  w miejscowości Kolimbia. Bardzo malowniczo jest w Lindos. Romantyzm tego miejsca zagłuszają jednak tłumy turystów. Tak tu ładnie... Każdy przecież chce zobaczyć...

       Ładna mała plaża jest po lewej stronie Lindos. Trochę zatłoczona. Cieplutka, wprost boska woda i złoty czysty piasek, a rybki pływają między nogami i skubią pomalowane paznokcie. No i samo Lindos - niezwykłe architektonicznie miasteczko. Wreszcie akropol, z którego roztaczają się niesamowite widoki. Po drugiej stronie zatoka św. Pawła z turkusową wodą i małą plażą żwirowo – skalistą, taką do nurkowania i taplania się w ciepłej wodzie.
Cudne mini - plaże w okolicach Lardos i Pefki, gdzie bardzo mało turystów i kameralnie. 

       Przejeżdżając wybrzeżem południowym, po drodze z Prassonisi do Monolithos ukażą ci się malownicze panoramy. Jadąc dalej, zachodnim wybrzeżem, masz widoki na sąsiednie wyspy – cudności.
Rodos - po prostu raj!
Tylko nie siedź całymi dniami w hotelu przy basenie.
Bierz  skuter w wypożyczalni i ruszaj!
Nie zapomnij o osobie do potrzymania za rękę:) 



... czyli co szkodzi trochę ponarzekać?

       Faliraki to miejscowość turystyczna. Same hotele. Na stałe zamieszkuje tu może ze dwudziestu Greków, zaś turystów ponad sto tysięcy. Przebywając tylko w Falirakach nie można powiedzieć, że było się na wyspie greckiej. Jak wszędzie, w samym kurorcie i w hotelu niewiele z miejscowych klimatów się posmakuje. Zaś  zaradni pracownicy hotelu, mogą trochę skomplikować wakacje, a przede wszystkim wyrobić w turystach mylne postrzeganie całego narodu w ogólności.

        Hotel Evi składa się z kilku budynków. Narzekanie zależy od tego, do którego budynku i jakiego pokoju trafisz. To nic, że w ofercie biura podróży napisano o klimatyzacji w hotelu. Nie znaczy to, że będziesz ją mieć. Biuro niemieckie, bo z takim akurat na Rodos wyruszyłam, precyzyjnie się wyraża, to i z precyzją umowy czytać trzeba. „Być” nie znaczy „dać” czy „mieć”. Na dodatek możesz trafić do piwnicy, albo do pokoju pod obetonowanym nasypem, na którym zatrzymują się autokary. Oka nie zmrużysz. Rozgrzany do czerwoności beton oddaje ci przez całą noc zakumulowane w ciągu dnia ciepełko niczym szamotowy piec, autokary grają silnikami nawet na postoju /z racji włączonej klimatyzacji/,  spaliny wyżerają oczy. 

       Żeby choć chwilkę podrzemać, możesz iść na leżak przy basenie. Długo jednak nie pośpisz. Zaradny pracownik hotelu, pomimo, że zna ciebie z widzenia i wie, że jesteś jego gościem, wezwie policję, która ciebie obudzi. Oczywiście są lepsze pokoje, mające klimatyzację. Dostaniesz, jak słono dopłacisz. Taki nieprzewidziany wydatek, o którym cicho - sza w umowie z biurem podróży i w warunkach uczestnictwa. Nie stać mnie było na dopłatę, z leżaków basenowych policja goniła, spędzałam więc upojne noce w pokoju pod autokarowym nasypem z betonowym piecem. Z każdą kolejną nocą zmęczenie coraz bardziej doskwierało. Głupi ten ludzki organizm, że nie potrafi wytrzymać 2 tygodni bez snu.

        Na dodatek daleko do plaży. Po nieprzespanej  i rozgrzewającej nocy wędrówka ulicami na plażę trochę męczyła. Ale co to za uciążliwość dla dzielnego wędrowca.  Znalazłam krótsze przejście przez pole, kawałek po wertepach i gaik oliwny dający zbawienny cień. Pod rozłożystymi drzewami oliwnymi spotykałam czasami drzemiących ziomali z pod nasypu – współtowarzyszy hotelowej niedoli.

        I jak to na wczasach. Niektórzy byli zadowoleni, a niektórzy narzekali. Dowiedziałam się od nich, że innych z naszej grupy (mam na myśli grupę, która przyleciała tym samym samolotem) zakwaterowano w piwnicy. Bali się położyć spać, bo okna rozsuwane do samej podłogi, zaś górna krawędź okna poniżej poziomu ziemi i morza. A na noc trzeba otwierać, bo stęchlizna i brak klimatyzacji. Strajkowali więc, okupując salę powitań przy recepcji. Straszono ich policją. To jakaś grecka moda, czy co? Przywołana na pomoc rezydentka - Greczynka (świetnie mówi po polsku), ani myślała pomagać i także wzywała policję. Najbardziej niezadowoleni byli ci z budynku głównego, czemu dawali głośny wyraz przy recepcji, ale, z jakiego powodu tak się oburzali - nie wiem, bo ja nie uczestniczę nigdy w żadnych kłótniach i tego typu imprezach na wakacjach. Szkoda zdrowia!

       Jedzenie w normie greckiej. Sporo było ryb, więc mnie to odpowiadało. Oprócz tego surówki, sałatki, tzatziki (jogurt z ogórkiem i czosnkiem), desery, malutkie gołąbki zawijane w liście winogron, lody, owoce. Długo by wymieniać. Można się najeść, pod warunkiem, że je się tak, jak ja, czyli małą łyżeczką z płytkiego talerzyka deserowego. Porcje obiadowe wydzielane przez precyzyjnych aptekarzy. 

       Z pobytu w sumie jestem zadowolona i pobyt na Rodos wspominam ciepło i radośnie. Przede wszystkim dlatego, że wyspa jest piękna, a Grecy wcale nie tacy, jak ci hotelowi „zaradnisie”. Na wakacjach dbam o tak zwany całokształt, a ten całokształt wspominam pozytywnie. Zachłysnęłam się wprost klimatem greckiego życia, muzyką, architekturą, mitologią.

       Po tygodniu pobytu, na prawo od Evi, odkryłam inny hotel, którego nazwy nie pamiętam. Położony na wzniesieniu, w dużym ogrodzie oliwnym, ocienionym przyjemnym chłodem. Lubiłam tam chodzić, recepcjoniści nie robili problemu. Nikt tam też nie wyciągał z pod pleców leżaka, ani nie straszył policją, więc ucinałam sobie oliwkowe drzemki na wyspie basenowej. Jakże sympatyczni Grecy tam pracowali. Pewnie nawet nie wiedzą, że tolerując u siebie turystkę od konkurencji wylegującą się na ich wyspie, wprost ratowali ją przed niechybną śmiercią z przegrzania i wyczerpania. 

       Pewnego razu na wyspie basenowej pod oliwką spotkałam pana, uosobienie polskiej natury do narzekań. Na dodatek ta jego natura skłania się do wielkiej wprost precyzji. Wyżalił się, że w tym zachwalanym przeze mnie i ratującym mi życie hotelu, brodziki łazienkowe mają wymiar 70 cm na 70 cm.
- Skandal! To niezgodne z europejskimi normami!
Aż się pienił. Jestem w stanie zrozumieć narzekanie czasami, też ponarzekałam sobie na autokarowy nasyp, ale żeby aż tak precyzyjnie, co do centymetra?
- Chce się panu jeździć z miarką i normami na wakacje?
Nie odpowiedział.

Po przyjeździe do Polski, natychmiast zmierzyłam swój brodzik w domu. Też siedemdziesiątka. No i jak z takim żyć? ;)